Wiktoria wiedeńska uchodzi za jedno z największych osiągnięć staropolskiej sztuki wojennej. Uważana jest też za ostatnie wielkie zwycięstwo słabnącej I Rzeczypospolitej. Jednakże nie każdy jest świadomy tego, że sukces ten mógł zostać zmarnowany, a nawet skończyć się katastrofą. Jak to możliwe? Wątpliwości rozwieje dzisiejszy wpis, który postanowiłem poświęcić bitwom pod Parkanami. Te dwa starcia zbrojne rozegrane w przeciągu kilku dni miały ogromne znaczenie dla powodzenia całej wyprawy wiedeńskiej. Pierwsze omal nie skończyło się katastrofą i śmiercią Jana III Sobieskiego, zaś drugie z nawiązką naprawiło szkody wynikłe z wcześniejszego starcia.

Juliusz Kossak, Bitwa pod Parkanami; źródło: domena publiczna

Ale po kolei. Rozbicie wojsk wezyra Kara Mustafy na przedpolach Wiednia wcale nie unicestwiło armii tureckiej, która cały czas stanowiła bardzo poważne zagrożenie. Życie straciło lub dostało się do niewoli tylko około 15% armii osmańskiej. Am Kara Mustafa wycofał się do Budy. Sobieski i Habsburgowie byli tego świadomi, dlatego szybko postanowili działać. Lew Lechistanu – jak nazywany był nasz władca – optował za wyzwoleniem Budy. Jednakże cesarz austriacki Leopold I, najwyraźniej zazdrosny o sukcesy Sobieskiego i pilnujący tego, by jego sława nie wzrosła jeszcze bardziej dzięki wyzwoleniu stolicy Węgier, wraz ze swymi generałami przeforsował inny plan. Polski król wraz z księciem Karolem Lotaryńskim (przyjacielem naszego władcy) oraz częścią austriackich generałów udał się na północne rubieże Austrii, blisko granicy z Rzeczpospolitą, aby odbić tam z rąk tureckich przygraniczne twierdze, z Ostrzyhomiem na czele. Oczywiście była to decyzja czysto polityczna (i przy okazji potwarz dla naszego króla), ale nic już nie dało się zrobić i wyprawa ruszyła. Jednakże doszło do zbytniego rozprężenia w szeregach wojska polsko-austriackiego oraz do zaniedbania podstawowych czynności (np. dobrego zwiadu), co miało wkrótce okrutnie się zemścić.

Kara Mustafa; źródło: domena publiczna

Kara Mustafa dowiedział się o planach swych przeciwników i pospiesznie wysłał Karę Mehmeda na czele około 20-tysięcznej armii w celu wzmocnienia Ostrzyhomia oraz sąsiedniej twierdzy Parkany. My zaś nic nie wiedzieliśmy o tym ruchu wojsk tureckich – zwiadowcy jakimś cudem przeoczyli marsz tak dużej armii. Dodatkowo szyk wojsk chrześcijańskich był zbyt rozwleczony, co jest zrozumiałe, gdy wroga nie ma lub nie stanowi on istotnego zagrożenia, ale nie do pomyślenia w przypadku tak silnej armii, jaką wówczas jeszcze było wojsko osmańskie.

Na czele przedniej straży wojsk Sobieskiego szedł strażnik koronny Stefan Bidziński, który 7 października 1683 roku pospiesznie przybył w pobliże twierdzy Parkany (dziś znajduje się ona na Słowacji, kiedyś były to północne Węgry pod panowaniem Habsburgów). Tam, niepomny poleceń króla, aby nie wdawać się w utarczki z wrogiem, zaczął ścigać nieprzyjacielski oddział, który wciągnął go w pułapkę – okazało się bowiem, że nieliczne tureckie siły były wystawione „na wabia”, a znacznie większe wojsko Kary Mehmeda było już na miejscu i oczekiwało na rozprawę z Polakami i Austriakami.

Parkany i Ostrzyhom; źródło: domena publiczna

Sytuacja stała się dramatyczna – ogromna część chrześcijańskich wojsk nie zdążyła jeszcze przybyć, a trzeba było bronić się przed nawałą turecką (czyli około 20 tysiącami nieprzyjaciół). Bidziński ze swoimi oddziałami zarządził odwrót. Od całkowitej klęski uratowało go wsparcie husarii hetmana Stanisława Jabłonowskiego. Jednakże były to zbyt małe siły, aby skutecznie oprzeć się Turkom. W końcu przybył i Sobieski z około 4 tysiącami wojska. Nasz król postanowił odłączyć się od Karola Lotaryńskiego, który ostrzegał go przed przykrymi konsekwencjami tego posunięcia i zarzekał się, że nie pomoże polskiemu władcy, gdy ten zostanie zaatakowany przez nieprzyjaciela. Na szczęście słowa nie dotrzymał i bardzo dobrze, gdyż wówczas stracilibyśmy władcę. Gdy Turcy dowiedzieli się, że pod Parkanami walczy Sobieski dysponujący tak niewielkimi siłami, to starali się zrobić wszystko, aby go pojmać lub zabić. Byli tego naprawdę bardzo bliscy, gdyż nasz król zarządził gwałtowny manewr husarii, który przez resztę wojska został zinterpretowany jako ucieczka z pola walki. Powstał ogromny chaos, wszyscy zaczęli bezwładnie się wycofywać, więc i król Jan III musiał salwować się ucieczką. Niestety rozparł się pod nim koń i gdyby nie poświęcenie pewnego rajtara, który zabił dwóch szarżujących na naszego władcę Turków (płacąc za swój bohaterski czyn życiem), nasz król skończyłby podobnie jak Władysław Warneńczyk w 1444 roku na polach Warny. Ostatecznie jednak tego katastrofalnego scenariusza udało się uniknąć, gdyż uciekające wojsko polskie połączyło się z nadchodzącą armią austriacką, co skutecznie ostudziło zapał Turków, którzy postanowili się wycofać. Kara Mehmed poinformował będącego ciągle w Budzie Karę Mustafę o swoim wielkim zwycięstwie.

Bitwa pod Parkanami, płaskorzeźba na attyce Pałacu w Wilanowie, fot. A.Indyk

Tak zakończyła się pierwsza bitwa pod Parkanami. Była ona wielką wpadką Sobieskiego, który wykazał się niefrasobliwością, lekkomyślnością i zlekceważeniem wroga. Popełnił dokładnie ten sam błąd, co wielki wezyr Kara Mustafa pod Wiedniem – rozluźnił szyki swojego wojska. Król był tego w pełni świadomy, o czym świadczy żądza zemsty oraz ciężkie chwile, które wówczas przeżywał. Zdawał sobie sprawę, że pobił go młody i bliżej nieznany Kara Mehmed (a więc kompletny „żółtodziób”). Naganne było także zachowanie austriackich generałów, których niemalże cieszyła ta wstydliwa porażka króla Polski. Jakby tego było mało, to nasz władca stracił też swego przyjaciela – wojewodę pomorskiego Władysława Denhoffa, który ze względu na swą pokaźną tuszę został wzięty przez Turków za samego Lwa Lechistanu. Turcy byli w euforii, gdyż myśleli, że zabili ich pogromcę spod Wiednia. Niepewny był też los królewicza Jakuba – syna Sobieskiego, który rzekomo także miał zginąć, ale szczęśliwie odnalazł się pod koniec dnia.

Jan III Sobieski, malarz nieznany; w zbiorach Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie; źródło: domena publiczna

Wszyscy wiedzieli, że to jeszcze nie koniec, a zaledwie preludium. 8 października upłynął obu armiom na przygotowaniach do ostatecznego starcia, do którego doszło dzień później. Tym razem Sobieski w pełni pokazał, dlaczego zasługuje na miano Lwa Lechistanu. Dysponował już całym swoim wojskiem (około 30-32 tysiące). Zabezpieczył się przed potencjalnym oskrzydleniem, opierając jedno skrzydło swej armii o wzgórze, które dodatkowo zostało obsadzone artylerią. Drugie skrzydło armii ustawił przy brzegu Dunaju. Po prawej stronie stanął marszałek nadworny koronny Hieronim Lubomirski z 7,5 tysiącami żołnierzy, przede wszystkim jazdy. Centrum zajmował Karol Lotaryński z 16 tysiącami żołnierzy, z czego 7 tysięcy piechoty znajdowało się w środku szyku. Lewą stroną tego ugrupowania dowodził książę Ludwik Badeński, a prawą generał Johann Dünewald. Liczącym 7 tysięcy żołnierzy lewym skrzydłem sprzymierzonych dowodził hetman Stanisław Jabłonowski, którego ubezpieczał dodatkowo pisarz polny Stefan Czarniecki (chodzi tu o bratanka hetmana polnego koronnego Stefana Czarnieckiego) z dziesięcioma chorągwiami kawalerii.

Martino Altomonte, Bitwa pod Parkanami; źródło: domena publiczna

Wszelkie ataki tureckie na te pozycje nie odniosły pozytywnego rezultatu. W pewnym momencie prawe skrzydło zaczęło iść naprzód, aby w ten sposób odciąć Turkom możliwość ucieczki przez most na drugą (tj. bezpieczną) stronę rzeki. Tym razem to armia osmańska wpadła w panikę i zaczęła bezwładny odwrót. Sam Kara Mehmed zdążył jeszcze wraz z kilkuset wojownikami uciec przez most, który skutecznie zniszczył artyleryjski ostrzał generała artylerii koronnej Marcina Kątskiego. Odwrót nieprzyjaciół stał się niemożliwy i nastąpiła wówczas prawdziwa rzeź. Załoga Parkan została w całości zniszczona, poległo około 10 tysięcy Turków (i tylko około 1000 żołnierzy polsko-austriackich). Zwycięstwo było kompletne i nie do podważenia. Armia turecka nie stanowiła już żadnego zagrożenia, zaś los wielkiego wezyra Kara Mustafy został przesądzony (sułtan skazał go na śmierć poprzez uduszenie jedwabną cięciwą łuku).

***

Druga bitwa pod Parkanami z wojskowego punktu widzenia okazała się nawet ważniejsza od wiktorii wiedeńskiej, która królowała (i ciągle króluje), jakbyśmy dziś powiedzieli, w domenie PR-owej. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Jan III Sobieski został zrodzony do tego, aby walczyć z Turkami i ostatecznie złamać ich potęgę. Zrobił to w sposób spektakularny pod Chocimiem (1673) i powtórzył 10 lat później pod Wiedniem. Jednakże wcale nie musiało tak się stać. Po prostu o wszystkim zadecydowała polityka. Przez długie lata Sobieski był w stronnictwie profrancuskim – zapewne wielką rolę odegrała tu królowa Marysieńka, która była przecież Francuzką. Niestety Francja jawnie sprzyjała Turcji, co stanowiło wielkie zagrożenie dla chrześcijańskiej Europy. Dla króla Ludwika XIV większym wrogiem od wyznawców proroka Mahometa byli Habsburgowie, dlatego starał się zrobić wszystko, co tylko w jego mocy, by im zaszkodzić. Świadomi tego władcy cesarstwa austriackiego zdecydowali się wesprzeć pieniężnie Rzeczpospolitą zniszczoną niedawnym potopem szwedzkim (1655-60), oczekując w zamian wsparcia w walce z tureckim zagrożeniem. Stało się tak również przy niemałym udziale polskiej dyplomacji, która pozyskała austriackie fundusze, dzięki którym można było wyżywić i wyposażyć armię. Polska dołączyła do Ligi Świętej, czyli do związku państw walczących z imperium osmańskim (razem z Austrią, Wenecją, Państwem Kościelnym i Rosją), chociaż sam Lew Lechistanu nie doczekał korzyści z tym związanych. Zwrot Kamieńca Podolskiego wraz z zagarniętymi wówczas ziemiami nastąpił bowiem w 1699 roku (miał wtedy miejsce pokój w Karłowicach), a więc 3 lata po śmierci króla.

Juliusz Kossak, Husaria; źródło: domena publiczna

Niektórzy historycy są zdania, że pierwsza bitwa pod Parkanami była znakiem słabości staropolskiej sztuki wojennej. Husaria przestała być niezwyciężoną jazdą, niejednokrotnie z opresji musiała ją wybawiać konnica cesarska. Polska formacja lata świetności wydawała się mieć już za sobą. Wiedeń był jej łabędzim śpiewem, choć jeszcze w XVIII wieku zdarzały jej się pojedyncze zwycięstwa. Husaria i jej historia to temat, któremu być może poświęcę kiedyś osobny wpis. Niewątpliwym faktem jest jednak to, że na następne większe zwycięstwo militarne (wyjąwszy walki z Tatarami) Rzeczypospolita musiała czekać aż do 1792 roku.

Wraz z odejściem Sobieskiego zakończył się „bohaterski okres” I RP, a zaczął czas chaosu wewnętrznego oraz powolnego rozkładu państwa, uwieńczonego trzema zaborami w XVIII wieku i zniknięciem naszej ojczyzny z mapy politycznej świata na 123 lata.

Pomnik Jana III Sobieskiego w Parkanach/Štúrovie, odsłonięty w 325. rocznicę bitwy; fot. Pas-6, opublikowano na licencji Creative Commons Nevezd meg! – Így add tovább! 2.5 Általános)


0 Komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *