Piątek trzynastego; fot. Paweł Relikowski

Przyznam  szczerze, że pomysł na mój dzisiejszy wpis pojawił się całkowicie spontanicznie. Rzut okiem na kalendarz uzmysłowił mi, że takie dni jak ten nie trafiają się co miesiąc – podobno taki czas w ciągu każdego roku przypada od 1 do maksymalnie 3 razy. Dlatego tym bardziej warto o nim wspomnieć. W końcu któż z nas nie zna tej daty? Piątkiem trzynastego jesteśmy straszeni od maleńkości. Ma to być niezwykle pechowy dzień, który lepiej spędzić w ciszy i spokoju, najlepiej nie opuszczając domowych pieleszy. Choć nawet i te środki ostrożności nie są gwarancją sukcesu.

Co stoi za sławą tego dnia? Dowiecie się tego z mojego wpisu.

Zatem do rzeczy.

Strach przed piątkiem trzynastego jest nazywany paraskewidekatriafobią. Pojęcie to powstało z greckich słów paraskevi (piątek), dekatreis (trzynasty) i fobia (strach).

Pulpit windy bez 13. piętra; źródło: domena publiczna

Zaś sama triskaidekafobia to lęk przed liczbą trzynaście, połączony z irracjonalną wiarą w to, że przynosi ona pecha. Powszechnie funkcjonuje jako przesąd w kulturze zachodniej. Podobno na przypadłość tę cierpieli m.in. Napoleon Bonaparte, Mark Twain czy też Franklin Delano Roosevelt. Ten ostatni do tego stopnia, że kiedy na oficjalnym przyjęciu zjawiało się 13 gości, on dodatkowo zapraszał na nie swoją sekretarkę. Triskaidekafobia uznawana jest za fobię jedynie wtedy, gdy znacznie utrudnia codzienne funkcjonowanie jednostki. Pojęcie to zostało wprowadzone w pierwszych latach XX wieku.

Przykładami tego strachu, czy też może podporządkowania się różnych firm przesądom swoich klientów, jest brak 13. piętra oraz pokoju o tym właśnie numerze w hotelach, jak również takiego siedzenia w niektórych liniach lotniczych. O tym dniu pamiętało także Hollywood, o czym najlepiej świadczy seria kultowych horrorów Piątek 13.

Zła sława liczby 13 wywodzi się również z numerologii. Następuje ona po „idealnej” 12 (12 apostołów, 12 pór roku, 12 godzin w zegarze, 12 znaków zodiaku itp.), więc nie może zwiastować niczego dobrego. W końcu po szczęściu spotyka nas pech.

Kultura żydowska także uważa liczbę 13 za pechową. Dnia 13 Adar roku 3405 licząc od czasu stworzenia świata (356 p.n.e.) miał zostać sporządzony list Hamana (najwyższego urzędnika króla Persji) wzywający do uśmiercenia wszystkich Żydów zamieszkujących jego kraj. Naród Mojżesza odpowiedział wtedy odwetem i od tego właśnie czasu liczba 13 symbolizuje katastrofę, śmierć i inne nieszczęścia.

Średniowieczne sabaty czarownic także były nierozerwalnie związane z liczbą 13, a to za sprawą uczestników: 12 wiedźm i samego szatana oraz daty – 13. dnia każdego miesiąca.

A co z piątkiem? On również nie cieszy się dobrą sławą w naszej kulturze – w końcu tego dnia tygodnia miało miejsce ukrzyżowanie Jezusa Chrystusa.

Także w policyjnych statystykach piątek jest najgorszym dniem tygodnia na drogach, choć, moim zdaniem, nie wynika to bynajmniej z jego pechowości… 😉

Czarny kot; źródło: Pixabay

Czego na pewno nie powinniśmy w tym czasie robić? Z pomocą przychodzi nam tradycja ludowa, która wyraźnie nakazuje, aby:

– unikać czarnego kota

– nie oglądać się za siebie

– nie wstawać z łóżka lewą nogą.

No dobrze. To była część kulturoznawczo-społeczna-ezoteryczna tego zagadnienia. Ale w końcu jest to blog historyczny, więc nie mogło tu zabraknąć crème de la crème, prawdziwej wisienki na torcie, rzeczy, która tak naprawdę skłoniła mnie do pisania tego tekstu.

Otóż, moi Drodzy, panuje popularny pogląd, że data ta wiąże się także z templariuszami. I w tym właśnie momencie ujawnia się drugi (i zarazem właściwy) bohater dzisiejszego wpisu. Ten zakon rycerski z pewnością zasługuje na osobny wpis – i go otrzyma – dlatego dziś bardzo ogólnie i skrótowo opiszę dzieje tego zgromadzenia.

Templariusze; źródło: domena publiczna

Templariusze to obiegowa nazwa Zakonu Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona (Fratres Militiae Templi, Pauperes Commilitones Christi Templique Salomonis), czyli zakonu rycerskiego założonego w 1119 roku w Ziemi Świętej (w okresie krucjat) przez grupę francuskich rycerzy pod wodzą Hugona de Payensa.

Z czasem stali się najpotężniejszym zakonem rycerskim średniowiecza, działającym w Ziemi Świętej i Europie. Zgromadzili olbrzymie bogactwa i zyskali poważny wpływ na politykę. W roku 1307 król Francji Filip IV Piękny, w porozumieniu z papieżem Klemensem V, doprowadził do nagłego aresztowania przywódców zakonu, a następnie rozpoczęcia chyba jednego z najbardziej zagadkowych procesów w historii. Powód aresztowania rycerzy zakonnych był całkiem prozaiczny, choć może dużo lepszym określeniem byłoby użycie słowa „diaboliczny”. Po prostu władca Francji był zadłużony po uszy i nie zamierzał swej pożyczki oddawać. Postanowił za to pozbyć się wierzyciela. Tym feralnym dniem, kiedy prawie 200-letnia potęga militarna i finansowa została złamana raz na zawsze, był właśnie piątek 13 października 1307 roku.

Filip IV Piękny – obraz autorstwa Jeana Louisa Bézarda; źródło: domena publiczna

Wtedy to do siedziby głównej zakonu wkroczyli królewscy szeryfowie z nakazem aresztowania templariuszy. Ku zaskoczeniu chyba wszystkich, nie stawiali oni żadnego oporu i bez walki oddali się w ręce króla. Żołdacy Filipa IV Pięknego przeszukali Temple (paryską siedzibę zakonu) w poszukiwaniu skarbów, ale ku swemu zaskoczeniu nic nie znaleźli. W niczym nie poprawiło to sytuacji zgromadzenia, które, zgodnie z zamysłami królewskimi, miało zostać unicestwione. W tym celu rozpoczęto pokazowy i kłamliwy „proces”. Templariuszom zarzucono herezję, świętokradztwo, innowierstwo, czary, rozpustę, kult bożków, odstępstwa od wiary i spisek z Saracenami. Tym samym do śledztwa została „zaproszona” papieska inkwizycja.

Pożądane zeznania uzyskano głównie ciągłymi i brutalnymi torturami. Było jednak jasne, że tak naprawdę chodzi o coś zupełnie innego (wielkie bogactwa, na które miał ochotę wiecznie zadłużony król Filip IV Piękny), a rzekome „winy” miały być tylko pretekstem do kasaty zakonu. Proces trwał bardzo długo, bo aż do 1311 roku. Wezwani w tymże roku na sobór do Vienne duchowni odmówili jednogłośnego potępienia templariuszy za „haniebne” czyny, o które oskarżali ich francuscy śledczy.

Papież Klemens V – obraz autorstwa Henriego Serrura; źródło: domena publiczna

Papież też był sceptyczny, ale słabość charakteru i strach przed francuskim królem spowodowały, że nie mógł uniewinnić Rycerzy Świątyni. 22 marca 1312 r., po wielu tygodniach burzliwych obrad i emocjonalnych dyskusji, papież Klemens V ogłosił bullę Vox in Excelso, w której długo uzasadniał decyzję o kasacie zakonu. Zawierała ona znamienne zdanie: „Zgodnie z prawem kanonicznym zakonu nie można potępić, choć okrył się on złą sławą”. Nawet wtedy jednak starał się uratować to, co dało się ocalić: wynegocjował przekazanie majątku Świątyni joannitom i przymknął oko na ucieczkę francuskich braci do Portugalii.

Smutny jest fakt, że Kościół do tej pory nie zadośćuczynił za swoją asekuracyjną, tchórzliwą i niesprawiedliwą postawę wobec templariuszy – tylko przeszedł nad tym do porządku dziennego.

Egzekucja Jakuba de Molaya, ostatniego wielkiego mistrza templariuszy – autor nieznany; źródło: Wikimedia Commons

Ostatecznym i zarazem ostatnim dniem dla tego zakonu rycerskiego był 18 marca 1314 roku. Wtedy to na wyspie Cité w Paryżu wzniesiono wielki stos, na którym miał spłonąć wielki mistrz Jakub de Molay. Będąc już na miejscu kaźni przeklął niesprawiedliwych sędziów – zarówno króla Francji, jak i papieża. Wkrótce klątwa Jakuba de Molay zaczęła zbierać ponure żniwo. Dnia 9 kwietnia 1314 r. w Roquemaure, w dolinie Rodanu, w potwornych boleściach biegunkowych zmarł papież Klemens V. Miało to miejsce równo 28 dni po śmierci de Molaya. Osiem miesięcy później, 29 listopada 1314 r., ze światem pożegnał się król Filip IV, który doznał fatalnego w skutkach upadku z konia. Klątwa mistrza templariuszy dosięgła też trzech królewskich synów –  wszyscy oni zmarli bezpotomnie i w nienaturalnych okolicznościach. W taki właśnie sposób zakończyła swoje dzieje francuska dynastia Kapetyngów. Ostatecznie jednak „rachunek krzywd” został zamknięty pięć wieków później, kiedy 21 stycznia 1793 r. gilotyna ścięła głowę królowi Ludwikowi XVI. Wtedy to jakiś mężczyzna z tłumu na paryskim placu Rewolucji krzyknął donośnym głosem: „Jakubie de Molay, zostałeś pomszczony!”.

Egzekucja Ludwika XVI – miedzioryt z 1793; źródło: domena publiczna

Chociaż przytoczona historia jest przerażająca, to warto wiedzieć, że najprawdopodobniej piątek trzynastego za dzień pechowy zaczęto uważać dopiero w XX wieku, czyli setki lat po upadku Zakonu Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona.

Zresztą okazuje się, że w niektórych krajach za feralny uznawany jest zupełnie inny dzień – Włosi boją się piątku siedemnastego, a Grecy, Hiszpanie i Rumuni są szczególnie uważni, jeśli 13. dzień miesiąca wypada we wtorek.


0 Komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *